Tak sobie myślę, że dobrze jest mieć dwa domy.
Kiedy i tu i tam ktoś / coś na nas czeka.
Uśmiechy. Przyjemności. Przytulaki. Spotkania.
Wizyta we Wrocławiu krótka, ale pozwoliła mi nabrać powietrza w płuca. Podładować trochę akumulatory.
Był spacer po Rynku, była czekolada w Empiku, był ser w Kurnej (choć minus dla Kurnej za czas oczekiwania na jedzenie, kiedyś trwało to krócej).
Było kino - bardzo polski film. Zero. I co cieszy - nie tylko bardzo polski - ale też bardzo dobry.
Były spotkania. Rozmowy. Opowieści. Słuchanie. Opowiadanie.
Luna była. I jej sierści też dużo było. Wariatka moja.
Luna była. I jej sierści też dużo było. Wariatka moja.
Było wszystko to, czego nam tu czasem brakuje.
I bagażnik w drodze powrotnej znowu był pełny.
Przywieźliśmy zapasy czytania, słuchania, oglądania, inspiracji kulinarnych (to zdecydowania dla mnie) i jedzenia (to już nie tylko dla mnie, na szczęście).
Najbardziej cieszę się z tych wszystkich ludzi, z którymi mogłam spędzić czas.
Z mamą, z nią najwięcej, jej też chyba mnie najbardziej brakuje. Nadrabiamy więc, gdy się pojawiam. Cierpliwie dostosowuje się do moich planów. Przygotowuje przysmaki. I łezka mi się zawsze w oku kręci, gdy się ściskamy na pożegnanie - choć różnie między nami bywało, choć miłość to pewnie nie idealna, trudna czasami. To jednak to moja mama. Najważniejsza kobieta w moim życiu.
Confianza. Babskie nocne długie gadanie. Cudownie jest mieć taką Confianzę w swoim życiu :) Gdyby nie prawdziwie późna pora, to pewnie byśmy jeszcze kolejne godziny przy wedlowskiej czekoladzie (bardzo dobrej notabene!) przesiedziały. Cieszę się, że mimo, że miesięcy kilka od naszego ostatniego spotkania minęło, że widujemy się rzadko, to ciągle tak dobrze nam się rozmawia.
Rodziny. Chwila z moją, chwila z rodziną A. Moja spokojniejsza, bardziej sam na sam, u A. zawsze wesoły, ciepły tłumek. Dobrze, że za dwa miesiące Boże Narodzenie.
Żal tylko, że nie dla wszystkich starczyło mi czasu.
Do takich spotkań ciepłych, rozmów porannych, gadań nocnych, kaw i herbat pasuje ciasto bananowe. Proste bardzo. Do samotnego popołudnia z książką też pasuje.
Przepis znaleziony u Lisiczki_bez_kitki. Dziękuję za pomysł! Potrzebujemy:
250 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
125 g masła - miękkiego, więc wyciągniętego wcześniej z lodówki!
150 g cukru
2 jajka
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (nie miałam, nie dodałam)
3 średnie banany - obrane, rozgniecione widelcem, nie musi być dokładnie
masło do wysmarowania blaszki
keksówka o długości 24 cm
Czas na działanie.
W jednej misce przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia, odstawiamy.W drugiej miksujemy masło z cukrem i dodajemy jedno jajko, znów miksujemy i dodajemy drugie jajko. Masę mokrą dodajemy do mąki z proszkiem i delikatnie mieszamy, aż wszystko się razem połączy. Na koniec dodajemy rozgniecione widelcem banany i znów delikatnie mieszamy. Masę przekładamy do wysmarowanej masłem formy. Pieczemy około 45 minut. Sprawdzamy patyczkiem, czy ciasto jest już gotowe. Studzimy w blaszce, a potem się zajadamy. Smacznego!
4 komentarze:
'Nie musi być dokładnie', podoba mi się. Z bananami nie musi być dokładnie.
A z resztą, o której napisałaś - dokładnie - tak jest.
Pozdrawiam!
Lisiczka
Zanim odpiszę na maila, pozwolę się przywitać tutaj :)
Ładny blog tworzysz. Jest tu klimat, fajne przepisy (nie zawsze 'czuję' smaki blogera) i ładne słowa. Czyli wszystko, czego mi potrzeba do tego, by zaglądać częściej na jakąś stronę :)
Pozdrawiam cieplutko!
a ja Cię tak zagadałam!!!
już strasznie tęsknię :)
a tymi ciachami to mnie zaskakujesz!!!
confianza
Czytam sobie powoli Twe archiwa... Strasznie mi się spodobały zapasy czytania, słuchania i inspiracji kulinarnych :)
Prześlij komentarz