poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Trauma z dzieciństwa.

Dawno, dawno temu trafiłam na wakacje do swojej rodziny mieszkającej kawałek za Krakowem. Trafiłam  prosto na obiad... i trafiłam między innymi prosto na surówkę z kapusty kiszonej. Z kminkiem.
Tu muszę wyjaśnić - kminku nie znosiłam. Każda potrawa, pieczywo, cokolwiek zawierającego choćby śladowe ilości kminku - zdecydowanie nie nadawało się do zjedzenia przeze mnie. Nawet zmielony. Nawet ziarenka czubeczek. Nie i już.
I trafiłam na tą kapustę z kminkiem. Ja, nauczona, że przecież w gościach grymasić nie wolno, męczyłam się biedna nad talerzem pełnym kminku, bo zdominował on w tym momencie wszystko inne. Nie pamiętam z tego obiadu niczego więcej, nie pamiętam z tamtych wakacji niczego więcej. Tylko ten kminek. I moją coraz większą rozpacz... jak ja mam to zjeść? *

To było dawno temu, ale kminku nie jadłam przez kolejnych lat naście. Właściwie dopiero niedawno odważyłam się przetestować pod tym względem swoje kubki smakowe i sprawdzić ich reakcję. I jest dobrze. Ba! myślę nawet, że to może być początek prawdziwej przyjaźni...




Dziś właśnie chleb z kminkiem, do pieczywa dodaję go już bez większych obaw, bo spróbowałam i wiem, że teraz już każdy chleb z kminkiem będzie mi smakować. Tak choćby jak i ten, zaproponowany przez Tatter w ramach Weekendowej Piekarni po godzinach. 




40% żytni z kminkiem

Potrzebujemy:

Zaczyn:
400g maki żytniej razowej (lub średniej)
332g wody
20g (2 łyżki) zakwasu (żytniego razowego najlepiej)

Ciasto chlebowe:
600g maki pszennej chlebowej wysokoglutenowej
348g wody
2 1/2 łyżeczki kminku
1 łyżka soli
12g świeżych drożdży lub 1 łyżka drożdży instant
plus cale ciasto zakwaszone minus 2 łyżki

Działamy:

Składniki zakwasu mieszamy i zostawiamy na 14-16godzin w  temperaturze - 21C.
Po 16 godzinach mieszamy dokładnie składniki ciasta chlebowego wraz z zakwasem przez około 3 minuty, sprawdzany hydrację i znów wyrabiamy, aż do utworzenia się silnego glutenu - czyli przez około 3-4 minuty. Otrzymać powinniśmy ciasto gęste i lepkie.
Zostawiamy do wyrośnięcia na jedną godzinę.
Po tym czasie dzielimy ciasto i kształtujemy dwa bochenki. Zostawiamy je do wyrośnięcia na około 50-60 minut w temperaturze 25-28C - za radą Tatter zawinęłam mój pseudo-koszyczek do wyrastania w torbę foliową i postawiłam na parapecie na słońcu.

Rozgrzewamy piekarnik - 240C.
Po czasie przeznaczonym na ostateczne wyrastanie nacinamy  chleb (oczywiście pominęłam, muszę się w końcu odważyć!) i wsadzamy do rozgrzanego pieca (na kamień najlepiej) na 15 min w 240C, potem obniżamy temperaturę do 230C i pieczemy przez kolejne 20-25 minut. Studzimy na kratce. Smacznego!


 


* niestety nie pamiętam, czy ktoś mnie z opresji uratował czy też byłam do końca dzielną dziewczynką i przełknęłam wszystko do końca...

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A ja chyba od zawsze lubiłam kminek.
Ostatnio też piekłam z nim chleb.
Ale nie ten.
Chyba troszkę szkoda.
Nadrobię! ;)

Smakowity, ślicznie wypieczony bochenek!

Pozdrawiam!

Sugar Plum Fairy pisze...

Jej, ja nienawidzę kiminku!
Jedno zairenko wywołuje u mnie na twarzy skręt. :D Tak, jak czarnuszka. Nie mam pojęcia, dlaczego. Może minie. :]

cooking Marta pisze...

Twoj chleb taki piekny, apetyczny, ale ja wciaz mam traume kminkowa. chyba na razie sie nie odwaze na ten chleb, choc kusi!

Weroniko pisze...

Twoja opowieść pocieszyła mnie niezmiernie, bo W jest wielkim wrogiem kminku, ale jak widać to może się zmienić. Ciekawe jak mój wstręt do pietruszki i częściowo do koperku...hym?
A tak przy okazji to ten chleb kojarzy mi się z Krakowem, ale to inna historia.
Pozdrawiam ciepło.

Ania pisze...

A ja zawsze kminek lubiłam, nawet wydłubywałam z chleba żeby go sobie pogryźć i posmakować. Ale za to do dziś nie cierpię rodzynek :-)

Muscat pisze...

Święcie wierzę, jak Chińczycy, że jedzenie jest lekarstwem i że instynktownie mamy ochotę na to, czego nasz organizm potrzebuje i czujemy wstręt do tego, co nam nie służy. Jedynym wyjątkiem od tego są uzależnienia, które sami sobie fundujemy (cukier, alkohol).
Kminek to świetny lek wiatropędny, poprawiający trawienie. Kto by zażywał lekarstwo, którego nie potrzebuje? Dzieciom np. nie trzeba trawienia poprawiać, toteż większość dzieci kminku nie lubi.
Ja lubię i używam często, ale nie za wiele, bo mąż nie przepada za smakiem rozgryzanych ziarenek, woli mielony.

Tilianara pisze...

Piękny chleb, a że smaczny i to właśnie dzięki kminkowi to wiem, bo i sama go upiekłam :)

margot pisze...

wspaniały , wspaniały i fajnie ,ze smakuje kminek
Ja długi czas lubiłam ale tylko zmielony , teraz lubię już każdy

Robert Gutowski "Gutek" pisze...

Jak widać (również po innych komentarzach) i do kminku trzeba dojrzeć... :)

asieja pisze...

wiesz, i ja kiedyś nie znosiłam kminku. powoli się przekonuję. bardzo powoli. w kapuście nie lubię nadal.. w chlebie smakuje.

Gosia pisze...

W kapuście chyba nigdy nie polubię.
Przenigdy ;-)

Ale w takim chlebku...Kto wie ;-))

kass pisze...

Chleb piękny, cudnie wypieczony, taki lubię!

buruuberii pisze...

Ach piekna skorka na tym chlebie Amarantko, a miazsz, dwa razy ach :-)
Ciagle przede mna ta lekcja...

Waniliowa Chmurka pisze...

Kminek?
Właściwie to go lubię, aczkolwiek zgodzę się, że nie wszystkie dzieci go tolerują:), ba większość tych które zbam go właśnie nie toleruje!
Też piekłam.
Pozdrawiam