piątek, 17 września 2010

Palcem po mapie.

Potrzebuję zmian.
Kiedyś, jak pory roku - z regularną częstotliwością - zmieniałam kolor włosów, odcienie swojej garderoby, przesuwałam meble, na miejsce biurka stawiałam łóżko, a w oknie wieszałam nowe gliniane dzwonki pomalowane w kolorowe kwiaty. Teraz też powoli wprowadzam małe zmiany. Tu i tam.

Potrzebuję wyjazdu.
Gdziekolwiek. Na chwilę choćby. Spakować plecak, wrzucić to co najpotrzebniejsze, jakąś książkę na drogę. Zmienić widok za oknem. Zmienić powietrze. Na morskie. Na górskie. Na inne niż wrocławskie. Wędrować nowymi ścieżkami.

Pora na zmiany jest. Na podróż jeszcze nie teraz, ale tą zawsze można sobie kulinarną urządzić. I palcem po mapie powędrować i pomarzyć i zaplanować. Wszystko jeszcze przed nami, prawda?


Zapraszam Was dziś na kulinarną podróż do Szwajcarii, dokładnie do kantonu Graubünden, czyli do kantonu Gryzonia (cudna polska nazwa!), graniczącego z Włochami, Austrią i Liechtensteinem. Tort Engadiner wypełniony orzechami, co zresztą stanowi ciekawostkę, ponieważ klimat tego kantonu nie sprzyja orzechom włoskim, więc w jakiś sposób dotrzeć musiały one do Gryzonii. Teorii jest kilka, jedne mówią, że orzechy dotarły z Wenecji, ze szwajcarskimi cukiernikami stamtąd wygnanymi, inne sugerują Francję... Najistotniejszy jednak jest fakt, że ciasto jest pyszne i długo pozostaje świeże. 

I idealnie nadaje się do podróży palcem po mapie, kubka herbaty i jesieni dookoła.


Engadiner Nusstorte 

Potrzebujemy:

Spód:
2,5 szklanki mąki
1/3 szklanki cukru pudru
1/8 łyżeczki soli
200 g schłodzonego masła
1 jajko
cukier waniliowy

Nadzienie:
1 i 1/4 szklanki cukru pudru
1/4 szklanki wody
2/3 szklanki śmietanki 30%
1 łyżka miodu
2 szklanki orzechów włoskich, posiekanych
2 łyżeczki masła

Do posmarowania wierzchu tarty:
1 żółtko plus łyżka śmietanki

Działamy:

Spód:
Wszystkie składniki zagniatamy na gładkie ciasto. Zawijamy w folię spożywczą i chłodzimy w lodówce przez około 1-2 godziny (conajmniej 30 minut!)

Nadzienie:
Cukier i wodę umieszczamy w rondelku i zagotowujemy na średnim ogniu bez mieszania, przez około 10 minut, aż woda i cukier będą złociste. Śmietankę podgrzewamy w drugim garnuszku, a kiedy zacznie się gotować, powoli przelewamy do wody z cukrem. Mieszamy drewnianą łyżką tak długo, aż nie bedzie grudek (1-2 minuty). Dodajemy miód, orzechy i masło i zostawiamy do przestygnięcia.

Rozwałkowujemy 2/3 schłodzonego ciasta kruchego do grubości 3 mm. Układamy je w tortownicy wyścielonej papierem pergaminowym, podniosimy brzegi i polewamy masą orzechową. Resztę ciasta rozwałkowujemy do takiej samej średnicy, jak tortownica. Przykrywamy masę, sklejamy brzegi spodu i wierzchu torcika. Z resztek ciasta wycięłam gwiazdki i ułożyłam je na torcie. Mieszamy żółtko z pozostałą łyżeczką śmietany i smarujemy wierzch ciasta.

Pieczemy przez 45-50 minut w temp. 170°C. 
Gotowe ciasto wyjmujemy z piekarnika, studzimy i ewentualnie dekorujemy jeszcze połówkami orzechów włoskich.

Smacznego! 


Przepis jest moim połączeniem tych dwóch przepisów - tego i tego. Mimo moich oporów, które czasem przy okazji orzechów i miodu się pojawiają, to tu się po prostu przy pierwszym gryzie rozpłynęłam. Jest to jedno z moich ulubionych ciast, tart można by rzec, to najmniej do niego pasuje mi nazwa tort. Tort to coś bardzo pracochłonnego i skomplikowanego w moim mniemaniu, a to ciasto wcale trudne nie jest.

I dzisiejsza propozycja jest ze specjalną dedykacją dla pewnej Magdy, która mnie ostatnio dopytywała o nowy przepis na jakieś dobre ciasto :) oto i on :)

Udanego weekendu wszystkim życzę!

17 komentarzy:

ewelajna Korniowska pisze...

No proszę, jak Ci dobrze:) Takie nowości to bardzo odświeżająca sprawa... Ciasto BARDZO smakowicie wygląda - lubie takie regionalne specjały:)
A ja za chwilę do Wrocławia na weekend(szkolenie). Pozdrawiam ciepło, Amarantko:)

majka pisze...

Aniu, trafilas dzis doskonale w moj gust :) Te orzechy i miod...pychota! Mialam w planach to ciasto, teraz bede musiala zrobic je wczesniej bo moje kubki smakowe az krzycza: chcemy kawalek! :))) A takie podrozowanie palcem po mapie tez moze byc jak widac fajne :)

Milego dnia :)

Kaś pisze...

cudownie apetyczne ciasto i urocza gwiazdka
drugie zdjęcie - z mapą - jest po prostu piękne
ps. jestem na Twoim blogu pierwszy raz i jestem totalnie oczarowana zdjęciami, no i przepisami :)
pozdrawiam

asieja pisze...

zmiany.. lubię. podróże palcem po mapie też. słodkości.. z orzechami, z miodem.. ach.

Anonimowy pisze...

Widzę, że nie jestem osamotniona w zachwycie nad drugim zdjęciem. Wspaniałe jest!

A ucieczka z dala od mojej miejscowości i całej reszty też by mi się przydała. Choć na moment. Mgnienie...

Ściskam, Aniu!
Trzymaj się! :*

kornik pisze...

Mi też bardzo podoba się drugie zdjęcie!:)
A co do zmian to czasem też ich potrzebuję. najczęściej myślę wtedy o zmianie fryzury - ścięciu czy przefarbowaniu włosoów, ale zazwyczaj rozchodzi się po kościach do następnego razu, gdy nachodzi mnie ochota na zmiany i następnego..

Ruda Wiewióra pisze...

bardzo profesjonalne zdjęcia! :))
piękne i zachęcające

i do tego nowa oprawa blogu; jestem pod dużym wrażeniem

wesołości na weekend! :)

Paula pisze...

strasznie lubię przemeblowania :) a jak potrzebujesz wyjazdu to zapraszam do Krakowa :) tak przy okazji, to ciacho zapowiada się pysznie!

Weroniko pisze...

kiedy spojrzałam na tytuł tego posta przeczytałam "Plackiem po mapie" i dużo się nie pomyliłam :)
Podobno jesienią w człowieku budzi się ptak i próbuje go rozerwać od środka rozkładając skrzydła. Gdzieś coś takiego czytałam.

Arvén pisze...

Ciasto mnie rozbroiło - aż pożałowałam, że na jutro tak starannie zaplanowałam sobie sernik...:(

Anonimowy pisze...

palcem po mapie...
ja też chcę
nieśmiało wyjmuję moją mapę w wyobraźni i po raz kolejny zaznaczam te miejsca do których serce wyrywa

żeby Ci się udało znaleźć w dobrym dla Ciebie miejscu, nowym i odświeżającym

jak zwykle mniam :)

Karmel-itka pisze...

och, wspaniały ;] gdybym mogła jego kawałek... ;]

cukrowa wróżka pisze...

zmiany są dobre. tak jak podróże. te kulinarne zwłaszcza, bo i nie tęskni się do domu, i walizka nie ciąży.. i można zjadać pyszne rezultaty..

dorota20w pisze...

śliczne ciacho

Tilianara pisze...

Bardzo udana wyprawa :) Chyba też się wybiorę do Szwajcarii - kanton Gryzonia bardzo mi się podoba :)

amarantka pisze...

Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa :)

Bea pisze...

Amarantko, piekna ta 'tourte'! To z cala pewnoscia jedna z moich ulubionych :) I nadal nie zagoscila u mnie na blogu! Ale postanowilam naprawic to niedopatrzenie juz tej jesieni ;)

Pozdrawiam serdecznie!

PS. My do tej tarty robimy karmel tylko z cukru, bez wody, no i miodu w tej tradycyjnej wersji jest tu zdecydowanie wiecej ;)