piątek, 10 grudnia 2010

Zimowe słońce. Kremowo kalafiorowo.

"Gdybym zostać miał
zjawiskiem klimatycznym,
chciałbym być zimowym słonkiem,
bladym, rachitycznym.
Słońce lata śmieje się szeroko,
no i lubią je nieliczni!
Gdy się słonkiem jest zimowym,
to się wszyscy uśmiechają ślicznie."
Piet Hein, Zimowe słońce

Rację miał Piet Hein pisząc powyższego gruka - bo tak nazywają się jego krótkie wierszyki - dzisiejsze słońce przebijające się przez chmury zapewne nie tylko mi sprawiło sporo radości. Szkoda tylko, że była to krótka chwila i błękit nieba szybko przysłoniły szare chmury, rozpruły się i białym puchem znowu sypać zaczęły. I choć - jak stali czytelnicy już wiedzą - zimowa biel cieszy mnie jakoś wyjątkowo w tym roku, to muszę nadmienić, że właściwie ja za bielą nie przepadam. 

Białych ścian pozbywam się tak szybko, jak to możliwe i najchętniej zamieniam je na głęboką czerwień. Białe koszule wkładam tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Białych dodatków nie posiadam wcale. Białe buty - od tych uciekam, gdzie pieprz rośnie. Zasypiać wolę w pościeli pełnej kolorów, żeby i sny moje się nimi nasyciły. Nawet zeszyty wolę z żółtymi kartkami. 

Jedynie w kuchni dla bieli wyjątek robię. Ostatnia zwłaszcza dla kalafiora, który w minionych tygodniach pojawiał się co chwilę. W jednej postaci przede wszystkim.


KREM Z KALAFIORA
"Kuchnia Marty. Kolory Smaków" Marta Gessler

Potrzebujemy:
1 średni kalafior
2 pory
łyżka oliwy z oliwek
łyżka masła
2 ziemniaki pokrojone
1-2 ząbki czosnku
1 l bulionu warzywnego
150 ml śmietany 22 proc.
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
sól, pieprz

Dodatkowo - grzanki

Kalafior dzielimy na małe różyczki. Białe części porów kroimy i przesmażamy na oliwie. Dodajemy pokrojone ziemniaki i kalafior - zalewamy bulionem i gotujemy do miękkości. Zdejmujemy zupę z ognia, dodajemy śmietanę, doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatałową. Miksujemy całość na gładki krem.

Grzanki - chleb zwykły bądź razowy [najlepiej, żeby pieczywo nie było pierwszej świeżości ] kroimy w drobną kostkę. Na patelni podgrzewamy masło (można też bez masła) i wrzucamy nasz chleb w kostkę pokrojony. Zmniejszamy ogień i smażymy mieszając co jakiś czas, aż się nasze grzanki zrumienią i będą chrupiące. Jeśli chcemy - możemy grzanki usmażyć z dodatkiem czosnku - wrzucając ząbek pokrojony w plasterki na rozgrzewające się masło.

Smacznego!



Przypominam na koniec o trwającym do końca niedzieli konkursie - z aniołkami do wygrania. Szczegóły - TU.

10 komentarzy:

Amber pisze...

U mnie słonko też pojawiło się tylko na chwilkę...
Zupka taka rozgrzewająca i optymistyczna. Mniam!

Anonimowy pisze...

och jej, a jak Ty się czułaś z tymi moimi białymi meblami...chyba nie najlepiej :(?
że kalafior pycha to wiadomo, ale że krem...mniam podwójne :D
ja ostatnio jakoś w delikatnym różu i chłodnym granacie się lubuję...

amarantka pisze...

Amber, zupka faktycznie rozgrzewająca - zapewne dlatego tak często ostatnio u mnie w kuchni się pojawia :)

Aga, u Ciebie to wszystko się idealnie komponuje i Twoje białe meble innego koloru być nie mogą. I wiesz dobrze, że czuję się u Ciebie rewelacyjnie! magicznie wręcz!

Tilianara pisze...

A ja lubię czasem biel, nawet do przesytu i gdy teraz patrzę za okno i sypie i sypie, tak, że biało jest wszędzie to uśmiecham się od ucha do ucha :)
A ta zupka to ja nie zgodzę się do końca, żeby ona taka zupełnie biała była - chyba raczej kremowa, no może ecru :D

amarantka pisze...

Tili - zupka biała nie była, kalafior za to jak najbardziej! :)
a śnieżna biel też mnie cieszy, oj bardzo!

Atria C. pisze...

Amarantko, mam tę książkę, ale jej nie ufam nic a nic. Uważam ze i tak trzeba podoprawiać do swojego, zwłaszcza kalafiora:)

Ale skoro Ci smakowała pewnie trafił się dobry przepis akurat:)

Pozdrowienia z zasypanego
Krakowa!

aga pisze...

zjadlabym chetnie taka zupke:)

Anonimowy pisze...

Ja za to lubię biel. Czystą biel ścian, bijący wręcz w oczy blask bieli stołu i, przede wszystkim, białą zastawę, na której praktycznie wszystko prezentuje się doskonale. Najśmieszniejszym jest jednak to, że niczego z tego, co wymieniłam, nie posiadam. :) Z kolei ubrania w kolorze bieli to nie moja bajka... Nawet sportowego obuwia nie noszę. Jedynie trampki - a i te raczej w energetycznych kolorach czy też odcieniach czerni. Z kolei zimę lubię. Za oknem, i tylko i wyłącznie tam. Kiedy sobie pomyślę o mojej dzisiejszej podróży pośród mrozu i zamieci oraz późniejszej zaczerwienionej skórze, to... Brr!

Taki krem byłby na taką okoliczność w sam raz.

Uściski, Aniu!

Arvén pisze...

Ja lubię biel, ale tylko w dwóch wydaniach: natury i zastawy stołowej ;) Poza tym jakoś białe ciuchy, buty (kozaczki w szczególności) czy ściany mnie odstraszają. Uwielbiam za to białe deski na podłodze :D
Kremy kalafiorowe uwielbiam - może właśnie dlatego, że mi pasują do białego talerza swoją nieskazitelnością ;)

Paula pisze...

biel jest przyjemna w zestawieniach skandynawskich, poza tym w formie takiej delikatnej zupy również :)