Nowy Rok. Po burzliwym początku powoli przestaję z nim drzeć koty*, mogę już nawet napisać, że coraz bardziej się lubimy. Przyniósł mi nową porcję energii i zapału. Dużo nadziei na zmiany. Dostarczył też kilka bardzo przyjemnych spotkań, na wspomnienie jednego z nich aż do tej pory się uśmiecham**. Kulturalne doznania w postaci wizyty w teatrze - w końcu! I kulinarne postępy też poczynione - bo ostatnio upieczony chleb serce me radością przepełnił, ale o tym następnym razem. I chwilowa pizzomania się pojawiła - średnio co dwa dni zagniatałam ciasto na pizzę - na szczęście już minęła.
Były też narty, lekcje dwie już za sobą mam, siniaków parę i kolano lekko przetrącone, ale jest postęp. Oby tak dalej...
Tylko ta szarość za oknem, listopadowe klimaty bardziej przypominająca, niż środek zimy. Bo zima przecież zimą być powinna? Białą, mroźną, w policzki szczypiącą.
Czekam więc cierpliwie, aż Nowy znowu sypnie, aż świat pojaśnieje od śnieżnej bieli, aż temperatura tą zimową przypominać zacznie, aż znowu zatęsknię za zgubioną rękawiczką.
I z tej tęsknoty trochę bieli sobie do kuchni sprowadzam...
Bezy. Wspomnienie z dzieciństwa. Z zewnątrz kruche, w środku jeszcze lekko ciągnące. Każda w innym kształcie. Można dodać do nich łyżeczkę soku malinowego, cynamonu bądź kakao. Idealne do małej czarnej kawy o poranku. Słodkie grzeszki, które humor niezwykle mi poprawiają.
Bezy
[na podstawie przepisu M.Roux]
4 białka
110 g drobnego cukru
110 g cukru pudru
Można dodać też esencję kawową, malinową, cytrynową bądź kakao w proszku... wystarczy puścić wodze fantazji. Ja najczęściej zostaję jednak przy dwóch podstawowych składnikach.
Białka ubijamy na sztywną pianę, na najwyższych obrotach. Następnie łyżka po łyżce dodajemy cukier - ciągle miksując. Jeśli chcemy - dodajemy dodatki smakowe. Po kilka kropel esencji bądź pół łyżeczki kakao.
Gotową masę nakładamy łyżeczką - zachowując odstępy. Bezy pieczemy w temperaturze 110 stopni. około 1,5 do 2 godzin - w zależności od wielkości. Kiedy bezy są gotowe, wyłączamy piekarnik i zostawiamy je w nim na kilka godzin do ostygnięcia.
Bezy można przechowywać kilka dni w szczelnym pojemniku w suchym miejscu.
Smacznego!
* drzeć koty - czyż to nie dziwne wyrażenie? ma ktoś pojęcie, skąd się wzięło?
** i w tym miejscu pięknie się uśmiecham do pozostałych uczestniczek pewnej czwartkowej wyprawy do Mleczarni :) jesteście the best!
20 komentarzy:
Mnie ta pogoda daje nadzieję na lepsze, nowe, nieznane.Już wiosny wypatruję.
A bezy śliczne,pyszne,pięknie pokazane!
piekne zdjecia:) maja taki swoj urok:)
a beziki... mniam, mniam:)
Miło słyszeć, że nie tylko ja domagam się żeby zima była zimą. No właśnie.
A tak poza tym to narty...ojej to chyba musi być trudne. Także powodzenia.
a w jakiej temperaturze pieczemy? :>
Amber - i jak to zrobić, żeby wszyscy byli zadowoleni - i Ci co tęsknią za zimą i co czekają na wiosnę? :)
Aga - dziękuję :)
Weroniko - narty... hmmm... powoli zaczynam odczuwać frajdę, ale w trakcie pierwszej godziny miałam ochotę zwiać gdzieś bokiem ze stoku i nigdy więcej nie tam nie wracać.
Rogasiu - słuszna uwaga :) już poprawione. Dziękuję za wnikliwy wzrok!
o mamo!
ale cudo foty :))
mniam!!
ślinka mi cieknie, szczególnie przy słowach "ciągnące w środku" :)
takie to proste i takie pyszne a ja zazwyczaj białko zostające w zlew wrzucam - brak czasu ?
piekne zdjęcia, fantastyczny kontrast !
pozdrawiam
ewka
Jak zaczynałam śmigać na jednej desce, to kulałam do marca.
A kolana to miałam jak wysmarowane ultramaryną. Tragedia.
Na szczęście teraz już jakby lepiej, tylko z wyciągiem coś jesteśmy nie po imieniu :P
Teraz muszę poszukać przepisu który wymaga wielu żółtek i będę robić bezy :D
śliczne bezy. niby takie niby nic, ale wyglądają rewelacyjnie
i ja przyłączam się do zaklinania zimy :) niecierpliwie czekam na śnieg
zakochałam się w ich kształtach ^_^
Dobrze, że znów jesteś:)
I cudownie, że wracasz z bezami, bo kocham bezy, a takie jak na Twoich zdjęciach, to szczególnie!
Wiesz, bezy pewnie też mają słabość do Ciebie, bo pięknie je fotografujesz!
Pozdrawiam ciepło:)
o rany, co za boskie fotografie!
witam Cię znów ;] mam nadzieję, że już się układa...? życzę powodzenia.
piękne beziki. mniam, mniam ;]
Ładne te czarno-białe zdjęcia, bardzo :)
Zima już była ;) Ja bym nie miała nic przeciwko, gdyby zechciała do grudnia już nie wracać, ale ech.. wiem, potrzebna..
Pozdrowień moc :)
Pizzę pieczesz na kamieniu? Jeden z moich prezentów gwiazdkowych dla męża to kamień do pizzy, i muszę powiedzieć, że jest różnica - pizza tak pieczona ma bardziej autentyczny spód.
Zazdroszczę Ci tych lekcji na nartach, Aniu! Ależ ja bym chciała wreszcie się zabrać za jakieś zimowe sporty... Może za rok? Póki co nie mam takiej możliwości raczej...
Przepiękne zdjęcia i urocze bezowe duszki. Bo bezy od zawsze nieodparcie kojarzą mi się z duszkami właśnie. Małymi i niesamowicie słodkimi; wywołującymi uśmiech. :)
Ściskam Cię mocno!
Słoneczko Drogie...!, deseczki w deseczkę..! Siniaki przejdą, a radość będzie co zimę:) Ja na na nią tez czekam. Niech jeszcze będzie tak porządnie zimno i biało, bo te przedwczesne powodzie to nic dobrego.
Serdeczności z NOWYM w NOwym , Amarantko!
Piękne bezy Ci wyszły. Śliczne te zdjęcia.
Lubię takie nieregularności :)
znalezione w internecie :)
"Nikt z tych, co drą koty, nie wie, skąd się te darte przez niego koty wzięły. Otóż wyrażenie
to zapewne w jakiś sposób łączy się z grą towarzyską, znaną na Podhalu, a zwaną "kocury".
Dwaj chłopcy klękają na podłodze i opierają się na rękach zwróceni w przeciwne strony. Na
plecach siadają im dwaj inni chłopcy, również zwróceni do siebie plecami. Na dany znak
klęczący oddalają się od siebie, a siedzący nie pozwalają się rozdzielić, trzymając się
drewnianego klocka. Dużo jest przy tym oczywiście śmiechu.
W Niemczech znany był już od wieku XVI zwrot ciągnąć z kimś kota w znaczeniu "kłócić
się", także u Szekspira w sztuce Sen nocy letniej też czytamy o darciu kota."
Bezy wyglądają wyjątkowo przepysznie :)
Prześlij komentarz