„Terapeuta powiedział mi, że sposobem na prawdziwy wewnętrzny spokój jest kończenie tego, co się zaczęło. Jak narazie skończyłem dwie paczki M&M’sów i czekoladowe ciasto. Od razu czuję się lepiej.”
Choć autorem powyższego cytatu jest Dave Barry, podpisać się mogę pod jego słowami z pełnym przekonaniem. Jednym z moich ulubionych sposobów na dopadającą mnie czasem nostalgię jest właśnie tabliczka czekolady, znikająca kawałek po kawałku - tym samym krok po kroku wywołująca uśmiech na twarzy.
Nic też tak nie poprawia mi humoru jak gorąca czekolada ze szczyptą chili wypita w kobiecym gronie w jednej z wrocławskich czekoladziarni. Wypijana łyżeczka po łyżeczce, a dookoła kojący klimat i ciepłych słów kilka.
Zmęczenie w długich podróżach znika błyskawicznie, gdy z plecaka można wyjąć coś, co choć odrobinę czekolady w sobie zawiera. Od razu łatwiej kolejny krok się stawia.
Jej dobroczynny wpływ na nasze organizmy nie dziwi, bo już powszechnie wiadomo, że wystarczy jej kawałek, by poziom neuroprzekaźników w naszych mózgach wzrósł, a tym samym więcej w nas serotoniny i endorfin. I magnez też czekolada nam dostarczyć może. Gorzka pozytywnie na serce wpływa i dobrze jest jej kawałek po ciężkostrawnym obiedzie zjeść. Myślę sobie jednak, że powyższe argumenty można sobie co najwyżej w przypadku wyrzutów sumienia przytoczyć - bo nikogo zapewne do kawałka czegoś czekoladowego przekonywać nie trzeba :)
Czekoladowe biscotti z żurawiną
Potrzebujemy:
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki zmielonych orzechów laskowych
1/3 szklanki kakao
1 jajko
1/3 szklanki cukru
3/4 szklanki żurawin
1/4 szklanki czekolady drobno posiekanej
100 g miodu - to około 4 łyżek
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
Działamy:
Jajko ubijamy mikserem, po chwili dodajemy cukier i miód i znowu mieszamy. Mąkę, kakao, orzechy laskowe zmielone, sodę i sól mieszamy i dodajemy do ubitego jajka z cukrem i miodem. Na koniec dodajemy drobno posiekaną czekoladę i żurawinę i delikatnie mieszamy.
Obsypując dłonie mąką formujemy masę w podłużny chlebek o długości około 20 cm. Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy w temperaturze 180ºC przez 30 minut, aż masa będzie brązowa i twardsza. Wyjmujemy z piekarnika i studzimy przez około 10 minut. Następnie kroimy nożem na 1 cm kromeczki, na ukos. Układamy je na blaszce (poziomo) i podpiekamy, aż wyschną - przez około 15 minut w temperaturze 180ºC - przewracając w połowie pieczenia na drugą stronę. Uważać trzeba jednak, żeby ciasteczek nie przypalić!
Nic też tak nie poprawia mi humoru jak gorąca czekolada ze szczyptą chili wypita w kobiecym gronie w jednej z wrocławskich czekoladziarni. Wypijana łyżeczka po łyżeczce, a dookoła kojący klimat i ciepłych słów kilka.
Zmęczenie w długich podróżach znika błyskawicznie, gdy z plecaka można wyjąć coś, co choć odrobinę czekolady w sobie zawiera. Od razu łatwiej kolejny krok się stawia.
Jej dobroczynny wpływ na nasze organizmy nie dziwi, bo już powszechnie wiadomo, że wystarczy jej kawałek, by poziom neuroprzekaźników w naszych mózgach wzrósł, a tym samym więcej w nas serotoniny i endorfin. I magnez też czekolada nam dostarczyć może. Gorzka pozytywnie na serce wpływa i dobrze jest jej kawałek po ciężkostrawnym obiedzie zjeść. Myślę sobie jednak, że powyższe argumenty można sobie co najwyżej w przypadku wyrzutów sumienia przytoczyć - bo nikogo zapewne do kawałka czegoś czekoladowego przekonywać nie trzeba :)
Zapewne dla wszystkich kulinarnych blogerek jasne jest, dlaczego dziś u mnie czekoladowo. Po raz czwarty bowiem - tym razem z pomocą Atiny - Bea organizuje nam Czekoladowy Weekend. I chwała dziewczynom za to!
W ramach Czekoladowego Weekendu przygotowałam swoją wariację na temat biscotti. Są mocno czekoladowe, idealne do porannej kawy i do włoskich wspomnień i marzeń.
Czekoladowe biscotti z żurawiną
Potrzebujemy:
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki zmielonych orzechów laskowych
1/3 szklanki kakao
1 jajko
1/3 szklanki cukru
3/4 szklanki żurawin
1/4 szklanki czekolady drobno posiekanej
100 g miodu - to około 4 łyżek
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
Działamy:
Jajko ubijamy mikserem, po chwili dodajemy cukier i miód i znowu mieszamy. Mąkę, kakao, orzechy laskowe zmielone, sodę i sól mieszamy i dodajemy do ubitego jajka z cukrem i miodem. Na koniec dodajemy drobno posiekaną czekoladę i żurawinę i delikatnie mieszamy.
Obsypując dłonie mąką formujemy masę w podłużny chlebek o długości około 20 cm. Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy w temperaturze 180ºC przez 30 minut, aż masa będzie brązowa i twardsza. Wyjmujemy z piekarnika i studzimy przez około 10 minut. Następnie kroimy nożem na 1 cm kromeczki, na ukos. Układamy je na blaszce (poziomo) i podpiekamy, aż wyschną - przez około 15 minut w temperaturze 180ºC - przewracając w połowie pieczenia na drugą stronę. Uważać trzeba jednak, żeby ciasteczek nie przypalić!
Smacznego!
17 komentarzy:
Ah, cudne, cudne. Będą mi się chyba śniły w nocy.
One sa cudne! Takie czekoladowe musza smakować boskO!:)
czekolada.
bardzo lubię ten film.
i Twoje słów pisanie :)
jakoś lubię nad morzem z czekoladą coś.
samą czekoladę lubię wszędzie.
Niestety włoskich wspomnień nie mam żadnych. Ani nawet jednego, najmniejszego. Buuuu
Za to czekolada to dla mnie jak poezja. I lubię dawkować ją po kawałeczku, zatapiać się w niej i chłonąć z niej co najsmaczniejsze :)
Miłego weekendu!
Fajne biscotti.Pięknie je pokazałaś.
Biscotti w najlepszym wydaniu: czekolada z żurawiną :-) mniam! Zachęciłaś mnie do upieczenia ;-)
Cytat genialny - jakbym widziała siebie :) A takie biscotti do kawy to poezja.
Takie czekoladowe ciasteczka, to ja zawsze, wszędzie i o każdej porze:) Dziękuję, że się przyłączyłaś do Czekoweekendu :)
Amarantko Wrocławia to Ci zazdroszczę:) ja wprawdzie daleko nie mam, ale niestety za często nie bywam ...a w jednej z czekoladowni wrocławskich (w okolicach rynku
) byłam i mam przemiłe i przepyszne wspomnienia.
Twoje biscotti byłyby doskonałym dodatkiem do filiżanki czekolady z cynamonem:) pysznosci:) pozdrawiam
Podoba mi się ten cytat:)
oj jakie cudeńka , ja na słowo biscotti się rozpromieniam , na słowo żurawiny oblizuje ,a tu są oba te słowa , mniam , mniam
Jak sobie pomyślę, ile już z moją pomocą zniknęło całych, calutkich tabliczek czekolady, to... no cóż, spuśćmy na to zasłonę milczenia, bo aż wstyd się przyznać. Ktoś kiedyś powiedział, że silnym jest ten, kto potrafi połamać całą tabliczkę czekolady, a zjeść z niej tylko kawałeczek. Jeśli to rzeczywiście prawda, to jestem wybitnie słabą jednostką.
Twoje biscotti wyglądają przepięknie, Aniu. Ja jednak nie umiem biscotti piec. Przynajmniej nie udały mi się za pierwszym razem, a uraz wciąż trwa. Może kiedyś się skuszę?
Ja wyciągnęłam dzisiaj z piekarnika bezmączne ciasto czekoladowo-limonkowe. Póki co stygnie. Wkrótce sesja zdjęciowa, a później... później spróbuję upragnionego kawałka. :)
Uściski, kochana! ;*
Te biscotti wprost ociekają czekoladą! Pięknie się prezentują. W sam raz na smutki i deszczowe poranki. Te żurawiny pewnie dodają całości wyrazu. Pozdrawiam!!
Uwielbiam biscotti i cantucci, nurzane w kawie:-) Twoje wyglądają b. apetycznie.
Uwielbiam bicsotti, a czekoladowa wersja to mój ulubiony "pocieszacz" :) Musze wypróbować Twoją wersję z mączką z orzechów :)
Uściski :)
taka dawka czekoladowości to coś dla mnie, gdy spoglądając za okno widzę szarość przełamywaną bielą :)
Obecnie chętnie wrzuciłabym je do plecaka, żeby potem gdzieś, nie wiem gdzie wyciągnąć pomięte i jedząc od razu poczuć się lepiej.
Szkoda, że nie mogę ich wrzucić.
Widzę, że we Wro była piękna pogoda wczoraj ;)
Prześlij komentarz